wtorek, 29 maja 2012

Postęp

Już jakiś czas minął odkąd założyłam tego bloga. Nieco się przez ten czas zmieniło w moim życiu, a zwłaszcza w głowie. Jest postęp. Rzeka wciąż płynie. Staram się nie stawiać jej na drodze żadnych tam. Tamy są, nie mogę powiedzieć, że nie. Ale mój stosunek to nich także się zmienił. Już nie napawają mnie takim lękiem. Mam do nich nieco większy dystans. Mogę już spojrzeć i powiedzieć: Tak tu jest problem, tędy woda nie przepływa swobodnie, należy nad tym popracować. Mam nieco większą przejrzystość w głowie. Nieco lepiej radzę sobie z ogarnięciem umysłem całego ogromu spraw jakie się przewijają. Powoli idę, płynę do przodu. Kiedyś zdarzyło mi się zawadzić o taką tamę i utknąć na dość długo w jednym miejscu. Trzymała mocno. Tak mocno, że wydawało się, że wszystko zatrzymało się w miejscu, że rzeka już nie płynie, a ja mogę tylko siedzieć tam gdzie utknęłam i starać się jak najdłużej wytrwać. Jednak jak się okazuje, po prostu przez nieuwagę zaczepiłam się o tą przeszkodę i przestałam płynąć. Wystarczyło uświadomić sobie, że wszystko dookoła żyje i płynie jak dawniej i że po prostu trzeba puścić i zacząć płynąć. Powrócić do harmonii z otoczeniem. Przestać analizować co w jakim stopniu mi przeszkadza, zawadza, staje na drodze, tylko płynąć z nurtem tak jakby nie było żadnych przeszkód. Nie zwracać na nie uwagi. Robić swoje czyli płynąć.
Płynę.
Dużo spraw odblokowuje się samo, jakby idąc za przykładem innych wcześniej odblokowanych. Jest to taki automat, reakcja łańcuchowa. Wystarczy pociągnąć za jedną nitkę, czasem nawet nieświadomie, a inne również się poruszą. Jednak nie można ciągnąć za mocno, aby nie utworzył się supeł. To ważne. Bo czasem gdy za mocno czegoś pragniemy, działamy sobie na przekór. Nie ma potrzeby ciągnąć mocno, wystarczy wprawnie chwycić i poruszyć z wyczuciem, a wszystko samo ułoży się zgodnie z wolą. Brzmi optymistycznie? To dobrze. O to właśnie chodzi. Bo powodzenie w działaniu zależy od wiary w to powodzenie. Osiągnięcie czegokolwiek będąc pesymistą jest mało możliwe i nawet jeśli uda się, nie będzie to pełny sukces, a nawet gdyby był nie będzie z niego pełnej satysfakcji. Bo zawsze może to być złudzenie? Bo sukces może potrwać tylko chwilę? Bo może powinąć się noga? Bo nie warto się zachłystywać itd. A wiara w powodzenie równa się entuzjazm, siła, energia, kreatywność, niekończące się pomysły! Czyli to co niezbędne do sukcesu w jakiejkolwiek dziedzinie. 
Wracając do tematu bloga. Blog ten miał za zadanie zmotywować mnie do działania, dodać optymizmu (poprzez radosną kolorystykę i wyłącznie pozytywne treści), pobudzić kreatywność. I udało mu się w dużej mierze. Stał się takim punktem zaczepienia, który popychał mnie do dalszych poszukiwań, kierował moją uwagę w pozytywnych kierunkach, ku życiu, ku kolorom. Taki "drobiazg" a ile różnych pozytywnych inicjatyw się z niego zrodziło. Oczywiście nie można przesadzić. Blog to tylko jeden mały element całości. Życie nie składa się tylko z bloga:) Było duuużo innych stymulujących elementów. Niektóre można powiedzieć, że uratowały mi życie. Ale piszę o blogu, bo również miał swoją rolę. Wszystko ma swoją rolę, choć często tego nie dostrzegamy. Jedno słowo, jeden gest, jedna chwila czasem wystarczy, by zmienił się kierunek, bieg rzeczy. 
Ale nie był to jedyny cel założenia tego bloga i o tym chciałam przede wszystkim napisać. 
Otóż jak już kiedyś pisałam ma to być zalążek czegoś co ma powstać (i mam nadzieję powstanie) w "realu". To jest cel główny. Stworzyłam ten blog, aby cel ten nie wyparował z mojej głowy. Jako że często miewam tysiąc pomysłów na minutę i duża część z nich znika bezpowrotnie, stworzyłam to miejsce, aby utrwalić coś, co wiem, że będzie wspaniałe. Dlatego nie chcę, aby rozmyło się w morzu innych spraw i pomysłów. Stworzyłam to i jest. A skoro jest, to może się już tylko rozwijać. Bo czym innym jest pomysł, a czym innym pomysł zrealizowany. Należy zacząć. Potem już tylko wytrwać i cieszyć się z postępu:)